Tym, którzy uważają, że nazywanie ONR-u rasistowskim i ksenofobicznym jest oszczerstwem, bo mija się z prawdą, oddaje się – jako pozwany - do dyspozycji przed sądem. Udowodnię, że mam racje.
Członkowie Obozu Narodowo-Radykalnego twierdzą, że nazywanie ich organizacji rasistowską i ksenofobiczną jest oszczerstwem. I deklarują, że będą dochodzić swoich praw przed sądami. Natomiast deklaracja ideowa ONR-u, historyczne odniesienia, symbolika, którą się posługuje, zachowanie członków nie pozostawia wątpliwości co do ksenofobicznej proweniencji tej organizacji. Dlatego Obóz Narodowo-Radykalny nie powinien czuć się dotknięty nazwaniem rzeczy po imieniu. Dlaczego?
- Po pierwsze, już w swej nazwie ONR odwołuje się do organizacji z lat trzydziestych, która była otwarcie faszyzująca i zapatrzona w faszystowskie Włochy Mussoliniego i niemieckie NSDAP.
- Po drugie, w deklaracji ideowej Obozu przeczytać można o wyższości jednej narodowości nad innymi, co nie da się skwitować inaczej niż jako rasistowskie i ksenofobiczne.
- Po trzecie, Obóz Narodowo-Radykalny posługuje się symboliką, która odwołuje się do symboliki III Rzeszy, np. poprzez falangę (ręka z mieczem), która jest świadomym nawiązaniem do swastyki oraz – co jeszcze bardziej oczywiste - przez tzw. hajlowanie jej członków.
Dlatego stawiam sprawę jasno. Nie mam wątpliwości, że Obóz Narodowo-Radykalny jest rasistowski. I tej tezy jestem gotów bronić przed sądem. Przecież „jaki koń jest, każdy widzi”.
W procesie o naruszenie dób osobistych będę musiał wykazać, że nazywając ONR jak wyżej mam rację. Tak jak w procesie o zniesławienie, który wytoczył negacjonista Holocaustu David Irving Deborze Lipstadt i pisarka musiała wykazać, że nazwanie Irvinga antysemitą i kłamcą ma oparcie w faktach.
Jeżeli więc ktoś uważa, że etykietowanie Obozu Narodowo-Radykalnego jako rasistowskiego jest krzywdzące, bo mija się z prawdą, oddaje się – jako pozwany - do dyspozycji przed sądem. Pozwijcie mnie.
Bartłomiej Ciążyński